Bankowo- to lato

O pogodzie bedzie to teraz temat najmodniejszy z tego co zauwazylam, wszyscy narzekaja. Jesli przez wiecej niz tydzien jest 30 °C i zar sie leje z nieba to ludzie narzekaja ze za goraco, ze nie ma czym oddychac i ze dluzej tak byc nie moze. Nagle temeperatura spada i letnie sandalki trzeba zamienic na trampki i wlozyc sweter. Znowu zle te same osoby, ktore przeklinaly upal klna na zimno. Jednym slowem tak zle i tak nie dobrze. No i ja spotykam takie osoby na mojej drodze zaczynaja rozmowe od "ale dzis goraco/zimno" w zaleznosci od okolicznosci i czekaja az ja potwierdze. A ja wredna jestem i nie narzekam razem z nimi, bo i tak nic nie zmienie wiec marudzic nie bede. Po co?
Mam lepsze rzeczy do roboty np. wycieczki po okolicy. Dzis dla odmiany duze miasto Lugano pelne pieknej architektury w ktorej znajduja sie albo banki, instytucje finansowe albo ubezpieczeniowe reszta zapelniona jest glownie luksusowymi sklepami.
A wszysto malowniczo polozone na jezorem otoczonym gorami.
Moja wyprawa zaczela sie kolejka w dol z dworca kolejowego polozonego nad miastem. Przyjechalam wczesnie jeszcze przed otwarciem sklepow o ktorych myslalam, ze beda zamkniete ze wzgledu na swieto.
Spacerowalam jeszcze pustymi ulicami cieszylam sie ze bede mogla sobie spokojnie obejzec miasto. O ja naiwna.
To byla tylko cisza przed burza, najgorsze mialo dopiero nadejsc a tym czasem przez okno gapil sie na mnie baaaaaaaaardzo stary pan, ktory nie zauwazyla ze mody sie pary razy zmienily od czasu jego narodzin:)
Miasto czekalo gotowe na turystow.
Statki szykowaly sie do wyplyniecia z pierwszymi wycieczkowiczami, nastepnym razem ja tez sie przeplyne.
Po krotkim spacerze, postanowilam odpoczac i zjesc sniadanie, pierwszy raz zapytano sie mniej jakiej wielkosci chce cappuccino. Zdziwilam sie, bo we Wloszech cappuccio ma zazwyczaj wielkos standardowa tak jak esspresso. No ale jak by na to nie patrzec, nie bylam we Wloszech i co kraj to obyczaj.

Moje sniadanie mialo miejsce w kawiarni McDonalda z widokiem na wode.
Miasto dalej puste jeszcze nie ma turystow, czasami przejedzie jakis dziadek na wrotkach albo migna poranni biegacze.
Za to nad brzegiem jeziora tlum robia slimaki wielkie, gigantyczne, plastikowe, obrzydliwie niebieskie slimaki. Atmosfera jak w filmach Tima Burtona.

Nie wiem dokladnie dlaczego tam stoja, jest to projekt jakiegos artysty czy cos. Mnie sie nie podobaja wiec nie dociekalam. Mam nadzieje, ze to chwilowe jedyne co zapamietalam to, ze sa z plastiku z odzysku. Tyle dobrego(chyba)
Potem musiala zalatwic sprawe dla ktorej sie tam wybralam i kiedy to zrobilam raptem w miescie zrobilo sie tloczno. Ktos chyba wcisna jakis przycisk, bo wydawalo mi sie ze wszyscy pojawili sie na zawolanie.
Zrobilam jeszcze tylko male zakupy w sklepie z polproduktami do bizuterii i udalam sie w droge powrotna, zegnajac jezioro z gory.


Na dowod tego, ze moja wycieczka odbyla sie latem zrobilam zdjecie owocujacego krzaka nieszpolka po wlosku nespole.
Juz niedlugo tam wroce a tera koncze, bo mi zimno w raczki od tego stukania w klawiature. A po jutrze bedzie lipiec :)










Komentarze

  1. eh, Lugano, jak ja tam dawno nie byłam
    chętnie znowu bym się się tam wybrała

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna wycieczka! Piękne okolice. Mnie te ślimaki się nawet podobają :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie ma co narzekac dla mnie wazne że deszcz nie pada czy jest to 13 czy 30 stopni oby tylko nie lało sie z nieba bo z małymi ciezko wyjsć nawet na chwilke ... zdjecia cudne ... pozdrawiam ciepluteńko

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz