Ciag dalszy nastapil

 dzis rano znowu wyruszylam na spacer albo raczej na wyprawe w gory. Tym razem Brick zostal w domu, trasa ktora chcialam isc jest malo bezpieczna do spacerow z psem. Za to byla ze man kolezanka, wyruszylysmy  rano kiedy slonce jeszcze tak bardzo nie przypiekalo.
Poczatek naszej drogi maly wodospat za mini mostem. Po wdrapaniu sie na gore, zeszlysmy do malego rozlewiska rzeki Breggia. Tam nie robilam zdjec, bo wyglada to jak gigantyczna kaluza.


Przez wiekszosc czasu wspinalysmy sie po bokach wowozu waskimi sciezkami gdzie z jednej strony byla przepasc a z drugiej sciana. Trudy wynagradzaly nam sliczne widoki, ktorych ja moim aparatem jeszcze nie potrafie dobrze uchwycic. Pogoda tez nie sprzyjala fotografii ze wzgledu na duza wilgotnosc i wysoka temperature widocznos nie byla zbyt dobra.
Na szczescie wiekszosc trasy byla w lesie i upal nie przeszkadzal nam tak bardzo. Nie obylo sie bez malych przygod w pewnym momencie zorientowalam sie ze zgubilam zatyczke do obiektywu, Clara nawet wrocila kilkaset metrow pod gore, by jej poszukac ale nie znalazla. Po jakies godzine zatoczylysmy kolo i zatyczka ukazala sie naszym oczom. Lezala sobie grzecznie w trawie:)

Spotkalysmy tez po drodze tak zwana strefe wilgotna cos w rodzaju bagien kilkaset metrow na ziemia. nigdy nie widzialam bagien na takiej wysokosci, woda splywala po wapiennych skalach.


Park jest  dobrze przygotowany i w takich trudnych miejscach sa drewniane kladki wiec nie upapralysmy sie mocno w glinie. Musze przyznac, ze zalozenie specjalnych butow do chodzenia po gorach to byl strzal w dziesiatke.
W pewnym momencie dotarlysmy do bardzo malowniczej wsi Castel San Pietro, tam interesowal nas sredniowieczny kosciol, zwany czerwonym a oficijalnie jest to kosciol Swietego Piotra.

Historia czerwonej fasady kosciola ma dwie wersje pierwsza malo interesujaca, ze tak sobie zazyczyl owczesny biskup, druga mowi o masakrze jakiej dokonaly dwie sklocone rodziny w noc wigilijna w 1390 roku i na pamiatke pomalowano ja na czerwono.
 Niedaleko kosciola sa resztki resztek zamku z XII wieku.
Miejscowosc Castel San Pietro slynie z produkcji wina, jest tam podobno najwiecej winnic w calym kantonie.

Rzeczywiscie wszedzie gdzie sie czlowiek nie obejzy sa uprawy tej rosliny, ludzie nawet zamiast przydomowych ogrodkow maja winorosl.
Widoki w drodze powrotniej byly rownie ladne.




W samym srodku parku jest stara cementownia zamknieta od 1986r. Zanim ja zamknieto wyprodukowano tam cement do zbudowania wiekszosci drog, mostow i budynkow w calym kantonie. W 1986r teren przejela fudacja, ktora zajela sie oczyszczeniem terenu, jakby uzdrowieniem od 1998r istnieje tu rezerwat przyrody a w 2001 powstal geopark pierwszy taki w Szwajcarii. 
Budynki cementowni zostaly stanowia, czesc trasy-muzeum cementu. Tak, mozna to zwiedzac sa tez poziemne sciezki gdzie mozna zobaczyc jak wydobywano krede. A na najwyszym i najwiekszym budynku umieszczono panele sloneczne.  W Szwajcarii nic sie nie moze marnowac.
Zapewniam was, gdyby nie pozostalosci po cementowni nikt by sie nie zorientowal, ze kiedys tu krolowal przemysl tak zanieczyszczajacy srodowisko. Rzeka Breggia, glowna bohaterka parku jest tak czysta, ze widzialm tam ludzi moczacych nogi.

Napewno tu jeszcze kiedy wroce narazie musza mnie przestac bolec...wlasciwie to mnie boli wszystko. Po powrocie mialam sile na przygotowanie tylko malego posilku: szynka z melonem do tego litr zimnej wody.



Zmeczona ale zadowolona, mam nadzieje, ze przyda sie komus ta relacja. To nie jest miejsce, ktore mozna znalezc w przewodnikach turystycznych ale warto je zobaczyc.



Komentarze

  1. jakie widoki
    wybierzesz sie tam jeszcze kiedys? bo ja chętna by Ci towarzyszyc :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. ach ale wyprawa ja czekam az szkraby podrosna i zaczniemy od mojich kochanych bieszczad ... fajnie że zatyczka się znalazła... a bagienka cudne pozdrawiam ciepluteńko

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz